czwartek, 17 grudnia 2015

Epilog: Rozlew krwi


Proszę by ludzie o słabych nerwach nie czytali tego rozdziału.

____________________________________________________

Ciężko jest sobie wyobrazić emocje i uczucia, które towarzyszą ludziom prześladowanym.
Nieprzespane noce, senne koszmary, głuche telefony, depresja, krzyk, płacz, obłąkanie..
Nie zebrali ze sobą nic oprócz gotówki.Wsiedli w samochód i odjechali z piskiem opon.
Jechali przed siebie, celem była Portugalia, - jak na razie. 
Kierunek -lotnisko. 
Złamał każdy przepis ruchu drogowego, od przekroczenia prędkości, do wymuszenia pierwszeństwa. 
Płakała nie wydobywając z siebie żadnego odgłosu. Rękę wsparła na kolanie, oparła głowę na dłoni. Łzy chowały się w bujnych i spuszonych blond lokach. 
Tusz i kredka spływały razem ze słonym płynem. 
Nagle gwałtowne hamowanie..
Korek. 
Gerard przeklął pod nosem nerwowo rozglądając się po drodze. Spocone dłonie zacisnął na kierownicy, po chwili opierając na nich głowę, Oboje słyszeli bicia swoich serc, głośne oddechy, czując ogarniając ich ciała i umysły bezradność. 
Milczenie nie trwało długo. Z każdą kolejną minutą napięcie wzrastało, skoro go ono zaczynało wykańczać, to co ona musiała czuć?
- Shaki, zaśpiewasz mi? - zapytał drżącym głosem. Wraz w wypowiedzeniem słów w oczach nagromadził się płyn, który tak rzadko gościł w jego oczodołach. 
Myśl, że mógłby ją stracić, doprowadzała go do obłędu. 
Shakira instynktownie złapała go za dłoń, mocno ściskając. 
Długo nie odpowiadała, gula w jej gardle bardzo utrudniała ową czynność. 
Minęło prawie piętnaście minut, a oni nawet nie ruszyli się z miejsca. Ludzie wychodzili z samochodów i wspólnie dzielili się swoimi opiniami na temat organizacji ruchu drogowego. Większość jednak pozostała w samochodach i bezmyślnie uderzała w klakson, który stwarzał hałas nie do zniesienia. 
W końcu odpowiedziała.
- Przepraszam. - ścisnęła jego dłoń, gorzko zapłakała. Natychmiast na nią spojrzał i ujął w dłoniach jej drobną twarz, zmuszając do spojrzenia w błękitne oczy. 
- Shaki, to nie Twoja wina, rozumiesz? - gorączkowo poruszyła głową, zaciskając powieki. - Skarbie, to nie Twoja wina! - Zaczęła krzyczeć, ostatecznie się uwalniając. Objęła rękoma kolana następnie w nie płacząc. 
- Przepraszam, że naraziłam Cię na takie niebezpieczeństwo, przepraszam.. - jąkała się, połykając łzy. 
Tylko na nią spojrzał, nie chciał dłużej słuchać jej tłumaczeń, nic nie wnosiły. On jej za nic nie winił, a próbując jej to uświadomić, straci cenny czas. 
Ponownie się rozejrzał, robiąc manewr kierownicą i ruszając z piskiem opon. 
Uruchomił klakson, by ludzie którzy opuścili samochody zdążyli zejść z jezdni. 
- Geri, mieliśmy uciekać.. - wyszeptała pociągając nosem.
- Znajdę inną drogę. 
- Geri, damy mu się złapać..
- Zaufaj mi. - wszedł jej w słowo drżącym głosem. - proszę. - dodał pełen żałości. 
Nie odpowiedziała, tylko oplotła rękoma kolana. 
W ciągu godziny oboje się uspokoili. Nie zamienili ani słowa. Do czasu. 
- Geri?
- Tak, Kochanie?
- Musisz zatankować. - Pique spojrzał na tablice rozdzielczą i faktycznie, kontrolka rezerwy paliwa paliła się na czerwono. 
- Faktycznie, dziękuje. - miał nadzieje że każde ciepłe słowo ją podbuduje. Po pięciu kilometrach dojechali do stacji, zatankował do pełna. Zapłacił gotówką, tak było bezpieczniej. Wrócił do samochodu, zatrzaskując drzwi. 
- Shaki? - spojrzała na niego nieobecnym wzrokiem. Westchnął, po czym złapała go za dłoń, z bladym uśmiechem. Odwzajemnił go. - Bezpieczniej będzie, jak pozbędziemy się telefonów komórkowych. - patrzył na nią wyczekująco. - jak myślisz?
- Dobry pomysł. - powiedział, po czym wyciągnęła telefon. Następnie spojrzała na Gerarda, którego twarz wglądała tak, jakby zobaczył śmierć. 
- Geri, co się dzieje? 
- Shak.. - wyszeptał. - Taylor zaraz będzie w domu.. - zanim zrozumiała, co jej powiedział, tępo się w niego wpatrywała. 
- Jezu.. - wyszeptała, zakrywając dłonią usta.

~ * ~ 

- Reszta dla pana. - uśmiechnęła się do taksówkarza, dając mu dwadzieścia euro napiwku. Pożegnała go uśmiechem, po czym wtaszczyła swoją walizkę po schodach. Powstrzymywała się od płaczu. Gerard znowu o niej zapomniał. 
Pociągając nosem, starała się odszukać kluczy w torebce. 
Ich związek nie miał większego sensu, nawet ludzie z wytwórni jej to mówili. 
Odnalazła kępkę kluczy, po czym odszukała właściwego. Przyłożyła go do zamka, a drzwi same się otworzyły. Zdziwiła się, jednak zdziwienie po chwili przerodziło się we wściekłość.
Nie ma go w domu, co wnioskuje po panującym w domu mroku i nie zamyka drzwi na klucz. Alarmu też pewnie nie załączył.
- Gerardzie Pique!? - wykrzyczała na cały głos, jednak odpowiedzią na wołanie był podmuch wiatru z tarasowych drzwi. Jeszcze bardziej się zdenerwowała, niczego nie podejrzewając..
Zostawiła walizkę i torebkę w przed pokoju, przechodząc do salonu. Nie zapalała światła, tylko od razu zamknęła drzwi, następnie zasłaniając zasłonkę. 
Nagle w pomieszczeniu nastała jasność, więc szybko się obróciła z myślą, że to jej narzeczony.
Zastygła w bezruchu gdy ujrzała mężczyznę, który w dłoniach gładził srebrny nóż, a za pasem chował zapewne naładowany pistolet. 
- Ciebie się tu nie spodziewałem. - dodał szeptem, siejąc aurę grozy. Uśmiechnął się widząc jak nagle pobladła. Zatopił się w jej brązowych tęczówkach odnajdując to, co niezwykle go podniecało, - strach.
- Kim jesteś? - wyszeptała, cofając się w kierunku komody, gdzie w jednej z szuflad powinna znajdować się broń. Nie traciła jasności umysłu, jednak kołatające w klatce piersiowej serce bardzo jej to utrudniało. Tajemniczy mężczyzna przyciemnił światło i zrobił w jej kierunku  parę kroków. 
Nie spuszczała z jego wzroku, obserwując każdy ruch. Zasiadł na kremowej sofie, rozsiadając się na niej, 
- Może zechcesz mi potowarzyszyć? - nie odpowiedziała. Zaśmiał się, gładząc ostrze noża. - usiądź. - wskazał ostrzem na miejsce obok siebie. Nie drgnęła. - nie zmuszaj mnie, bym Ci w tym pomagał. - powiedział, spoglądając na pistolet. 
Taylor pozostawała niewzruszona, chociaż w głowie rodziła się tylko jedna myśl. - jak zginie?
Powoli zajęła miejsce obok mężczyzny, a ten natychmiast objął ją ramieniem. Ostrze znajdowało się kilka centymetrów od jej twarzy, a przybliżało się, gdy próbowała odsunąć się od prześladowcy. 
- Skoro los chciał, bym wpierw zajął się Tobą, to tak też zrobimy. - puścił jej oczko, co wywołało u niej łzy, dłużej nie umiał zgrywać twardej. 
- Kim jesteś? - ponowiła pytanie drżącym głosem. Mężczyzna zastygł w bezruchu, sięgając po plik zdjęć, znajdujący się na stole.
- To nie istotne. - dodał po dłuższym zastanowieniu. Taylor przełknęła głośno ślinę, co wywołało dreszcze u Antonio. - uwielbiam ten strach, jest podniecający. - powiedział, odsłaniając w okropnym uśmiechu białe zęby. Próbowała na niego nie patrzeć, do czego na szczęście jej nie zmuszał. Wziął zdjęcia do rąk, następnie kładąc je na jej kolanach. 
- Przejrzyj je sobie, ładnie proszę. - wyszeptał, zabierając ramie, dając dziewczynie swobodę. 
Sięgnęła po jedno drżącymi rękoma, starając się rozpoznać postacie na zdjęciu. Dopiero po chwili rozpoznała tą burze blond loków u kobiety i rozczochrane włosy u mężczyzny. Po policzkach spłynęły łzy, a z każdą kolejną fotografią gromadziło ich się jeszcze więcej, które swobodnie spływały po zaróżowionych policzkach. 
- Prawda boli, - oznajmił, zabierając zdjęcia z jej kolan. Obserwował jak płacze, nie wydobywając z siebie dźwięku. Dłońmi obejmowała całą twarz, lekko się pochylając. - ale ból, to bardzo przyjazne doświadczenie. - powiedział, po czym umieścił ostrze noża w jej brzuchu.

~ * ~ 

- Drzwi są otwarte.. - samochód pozostawili przed wjazdem do posiadłości. Trzymając się za ręce kroczyli w kierunku domu, dostrzegając uchylone drzwi.
W domu panował mrok, tylko w salonie paliło się delikatne światło.
To była chwila, Gerard był pewny, że Antonio jest sam na sam z jego narzeczoną.
Pocałował Shakire w czubek głowy, nakazując by została na zewnątrz, następnie sam zerwał się do biegu.
Po cichu wszedł do domu, nie słyszał żadnych głosów, co wywołało u niego dreszcze. Serce wydawało się wyskoczyć z klatki piersiowej, a żyły wybuchnąć od nadmiaru pompowanej krwi.
Idąc w kierunku salonu, wziął do ręki wazon, to jedyne co znalazł pod ręką.
Znalazł się w pomieszczeniu i nikogo nie zastał. Jednak wystarczyło się rozejrzeć po salonie..
- Taylor! - z jego klatki piersiowej wydobył się głos pełen rozpaczy, w oczach zapiekły łzy..
Podbiegł do komody, pod którą leżała ledwo oddychając, po drodze zrzucając wazon, który rozsypał się w drobny mak.
Wziął narzeczoną w objęcia, dotykając tonącej we krwi koszulki.
Cały się trząsł, nie umiejąc pozbierać myśli.
Żyła, czuł tętno.
Położył delikatnie jej ciało na sofie szukając jej torebki.
Zawsze zostawiała ją przy wyjściu, tam też się udał. Biegiem.
Wygrzebał telefon z bocznej kieszeni szybko do niej wracając.
Ponownie biorąc w objęcia bezwładne ciało, położył je na swoich kolanach.
Płacząc, zadzwonił na numer alarmowy.
Jąkał się, krzyczał i płakał do słuchawki. Trochę się uspokoił, gdy dystrybutor obiecał wysłać karetkę i policję na miejsce zdarzenia.
Odrzucił telefon na bok, tuląc ją do siebie i głośno płacząc, krzycząc na przemian.
- Proszę, żyj.. - szeptał, tuląc się do jej buzi, która przesiąknęła zapachem krwi. Bujał się chwilę z nią w ramionach, mimowolnie przywołując w pamięci wszystkie wspólnie spędzone chwile.
Te wieczory spędzone na plaży.
Spacery brzegiem morza.
Komedie romantyczne przy karmelowym pop cornie.
Wspólne wakacje i każdy dzień jak i noc u swego boku.
Wyjazdy na mecze i jej koncerty.
Przygotowania do ślubu..
- Żyje.. - zamarł, słysząc jej pełen cierpienia głos, spojrzał w jej oczy na wpół otwarte, delikatnie się uśmiechając. Była blada jak ściana, ale się uśmiechała.
- Patrz na mnie, zaraz będzie karetka. - szeptał do niej, gładzą po blond włosach. Słysząc ambulans szeroko się uśmiechnął, całując w czubek głowy.
Usłyszał jak ktoś przekracza próg domu i powoli zbliża się do salonu.
- Jesteśmy tutaj, szybko! - zawołał, nie odrywając od niej wzroku. - jeszcze chwilka, wytrzymaj.
- Gerard.. - usłyszał głos Shakiry i momentalnie poderwał głowę. Stała w progu, na wpół żywa.
Zapomniał o niej..
A obiecał, że nic się jej nie stanie..
Osunęła się na podłogę, trzymając w dłoniach rękojeść noża, który zagłębiony był w jej brzuchu. Nie wyciągała go, nie miała na tyle siły. Doczołganie się do salonu dużo ją kosztowało.
Gerard co sekundę zmieniał obiekt swojej obserwacji. Przenosił wzrok z Taylor, która się niego wpatrywała i w Shakirę, która powoli umierała..
- Idź do niej.. - Gerard spojrzał na narzeczoną, która przytrzymując się za brzuch, próbowała usiąść na kanapie. - idź.
Gerard był w amoku, nie wiedział co robić. Podszedł do Shakiry patrząc na nią bolesnym wzrokiem.
- Przepraszam.. - wyszeptał, nieporadnie patrząc jak ulatnia się z niej życie.
- To.. nie Twoja.. wina.. - wyszeptała, nie umiejąc skupić spojrzenia na Gerardzie. Ujął ją za ręce, ciągle całując i płacząc. - tak miało.. być.. wiesz? - powiedziała z bladym uśmiechem, kaszląc krwią. W jej oczach pojawiły się łzy, nie potrafiła nabrać do płuc wystarczającej ilości powietrza.
Chciała jeszcze tyle powiedzieć..
W tej chwili usłyszeli strzał i odgłos padającego bezwładnego ciała.
Gerard spojrzał przerażony za siebie dostrzegając leżącego Antonio, z dziurą między oczami,
Z jeszcze większym przerażeniem spojrzał za siebie widząc Taylor mierzącą w ich prześladowcę.
Posłała drugą kulkę, Gerard nie chciał patrzeć gdzie celowała. Martwe spojrzenie Antonio, w którego oczach zbierała się krew pozostaną w jego pamięci na zawsze..
- Mówił, że ból, to przyjemne doświadczenie.. niestety nie cierpiał gdy umierał. - wyszeptała Taylor, odkładając broń na stół. Ciągle krwawiła i nie wyglądała najlepiej, ale postanowiła dotrzeć do Gerarda i Shakiry.
Gerard ciągle trzymał jej dłonie. Czuł, że ich uścisk staje się luźny, jakby trzymał bezwładne ciało. Szybko spojrzał jej w oczy, delikatnie gładząc po buzi.
- Shak? - nie odpowiedziała. - to koniec, on ni żyje, nic Ci już nie grozi, słyszysz? - wpatrywał się w nią, jednak ta już na niego nie spojrzała, nie uśmiechnęła się, nie wydała żadnego dźwięku..
Taylor doczołgała się do pary Kochanków, patrząc, jak oczy jej Ukochanego błyszczą od łez. Następnie spojrzała na Shakire, której spojrzenie skupiało się na suficie. Ze łzami w oczach zaciągnęła powieki na jej oczy i oparła się o ramie Gerarda.
- Odeszła..


________________________________________________________


Witam :)
Wróciłam po 9 miesiącach z tragicznym rozdziałem. .
Przepraszam tych, którzy wyczekiwali innego zakończenia, uwielbiam takie zwroty akcji. 
Pisanie przyszło mi z ogromnym trudem, nie przychodzi mi to tak łato jak 3 lata temu..
Zostaje mi dokończyć Leonelle, ale sama nie wiem kiedy pojawi się rozdział, kolejny raz przepraszam ;/ i wtedy to już będzie koniec, nie mówiąc o moim opowiadaniu o nowym pokoleniu, bo tego bloga kontynuować będę raczej na wattpadzie :)
(jeśli ktoś ma jakieś pytania zapraszam na aska)
@Barcelonkaaaa
@mlodaaaa97

Dziękuję czytelnikom za wyświetlania i komentarze, przepraszam, że musieliście tyle czekać, nie wiem czy było warto, bo uśmierciłam Shakire..
Liczę jednak, że was nie zawiodłam! :) 

Korzystając z okazji, że mamy grudzień - 
Wszystkim życzę radosnych, pogodnych, ciepłych i rodzinnych Świąt Bożego Narodzenia i dużo szczęścia na rok 2016! :) 



wtorek, 24 marca 2015

Czwarty: On tu jeszcze wróci

Gerard siedział w salonie, z pochyloną sylwetką, trzymając twarz w dłoniach, nerwowo szurając stopami po wypastowanej podłodze. Shakira z ciężkim i nierównym oddechem przechadzała się po pomieszczeniu, co jakiś czas pociągając nosem. Ręce założone miała na piersi, trzymając w jednej dłoni mokrą od łez chusteczkę. Oboje co jakiś czas swoje spojrzenia kierowali na bukiet słoneczników, który leżał na stole. Gdy usłyszał kolejne pociągnięcie nosem kochanki, natychmiast wstał i złapał za kwiaty, kierując kroki do drzwi wejściowych. Shakira tylko spojrzała na znikającą sylwetkę piłkarza i powoli za nim podążyła, Ciężko oddychając wyszedł za zewnątrz i ze złością podniósł pokrywkę z metalowego śmietnika, wrzucając do niego bukiet. Następnie szybkim marszem wrócił do domu, zastając Shakirę w przedpokoju, opierającą się o framugę w przejściu do salonu.
- Shaki, uspokój się, nic Ci ze mną nie grozi.. - wyszeptał, zamykając ją w swoich objęciach. Powoli go objęła i ponownie zaczęła płakać.
- Muszę zniknąć.. już nawet ty nie jesteś bezpieczny.. - wyszeptała próbując uwolnić się z uścisku chłopaka, jednak ten jej na to nie pozwolił. Jeszcze mocniej ją objął i pocałował w czubek głowy.
- Dla mnie liczy się twoje bezpieczeństwo i ja Ci je zapewnię. O mnie się nie martw, dobrze?
- Będę.. wiesz dlaczego? - spojrzała święcącymi się oczami w jego błękitne, które powoli rozpromieniał delikatny uśmiech, malujący się na ustach.
- Nie mam pojęcia.
- Chyba Cię kocham.. wiem, że nie powinnam.. - spuściła wzrok i zaczęła bawić się palcami jego guzikami od koszuli. - ale kocham. Zależy mi na twoim bezpieczeństwie, tak jak tobie na moim.
- Ja Ciebie też. - na dźwięk tych słów delikatnie się uśmiechnęła i wtuliła w jego klatkę piersiową. Przez dłuższą chwilę nie odzywali się do siebie, bujając się w swoich objęciach. Gerard gładził jej blond włosy z przymkniętymi oczami, delektując się się zapachem jej kokosowego szamponu do włosów. Shaki ciągle pozostawała wtulona, uwalniając się od wszystkich negatywnych emocji i złych myśli czy wspomnień. Wypuściła powietrze i ponownie podniosła wzrok, patrząc mu w oczy.
- Mogę dziś z tobą spać? - złożył delikatny pocałunek na jej czole i splótł ich dłonie.
- Oczywiście Słonko.

~ * ~

Noc przespali spokojnie, nie męczyły ich koszmary senne czy też bezsenność. Tak jak zasnęli do siebie wtuleni, tak też się obudzili, delikatnie się do siebie uśmiechając, następnie całując na dzień dobry. Zeszli do kuchni, parząc sobie kawę na śniadanie. Postanowili nie poruszać tematu jej prześladowcy. Ten dzień postanowili spędzić razem, po prostu ciesząc się sobą, korzystając z nieobecności narzeczonej.
- Kiedy pobierasz się z Taylor?
- 25 lipca, ale do ślubu nie dojdzie. - uśmiechnął się do kochanki, kładąc jej gołe nogi na swoich kolanach, delikatnie jeżdżąc palcami po ich długości, co wywołało u niej śmiech.
- Jesteś pewien? - próbowała zachować powagę, co jednak nie wychodziło, ponieważ Gerard zaczął ją łaskotać.
- Ciebie kocham. Z tobą chce być. - odpowiedział szeptem, składając pocałunki na jej nogach, nie tracąc kontaktu wzrokowego.
- Ja Ciebie też. - zaśmiała się i ujęła w dłoniach jego twarz. - ale czy jesteś tego pewien.. znamy się trzy dni Geri. Nie chcę byś przeze mnie rezygnował z kobiety, z którą jesteś już związany parę lat.. z którą jesteś zaręczony..
- Jeśli kochasz dwie osoby na raz, to wybierz tą drugą, bo gdybyś naprawdę kochał tą pierwszą, t ta druga nigdy by się nie pojawiła. Johnny Depp. - uśmiechnął się do niej, co piosenkarka odwzajemniła. - to przeznaczenie. Nie przez przypadek wsiadłaś do mojego samochodu, nie przez przypadek właśnie mnie poprosiłaś o pomoc. To znak. - przez chwilę patrzyli sobie w oczy i już chcieli się pocałować, gdy usłyszeli dzwonek do drzwi. Gerard skradł buziaka Shakirze i delikatnie zdjął jej nogi ze swoich kolan i poszedł otworzyć. Shaki położyła się na kremowej sofie, uśmiechając się do siebie i patrząc w sufit. Jej uśmiech stawał się bledszy, gdy do jej uszu doszedł dźwięk znajomego głosu.
- Gerard Pique?
- We własnej osobie.. coś się stało?
- Jest u pana Shakira Mebarak?
- To zależy kto pyta. - Gerard niepewnie spojrzał na kobietę, stając w drzwiach. Poczuł na swoich bokach drobne dłonie i pod ich wpływem usunął się w drzwiach, przepuszczając w nich Kolumbijkę.
- Mama?
- Jezu, Kochanie! - kobieta zapłakała i zamknęła w mocnym uścisku swoją córkę, gładząc ją po włosach.
- Jak mnie znalazłaś?
- Twoje zdjęcia z tym mężczyzną są w każdej hiszpańskiej gazecie. - wyszlochała, gniewnie patrząc na piłkarza. - szukaliśmy Cie.. chcieliśmy prosić policje o pomoc, ale informacja w gazecie wystarczyła, by Cię odnaleźć. - pociągnęła nosem i ujęła twarz córki w dłoniach. - Antonio Cię wszędzie szuka.. nie zdajesz sobie sprawy przez co przechodzi. - Gerard chciał się odezwać, jednak Shakira szybko uwolniła się z objęć matki i położyła dłoń na ramieniu mężczyzny, zwracając się do rodzicielki.
- Nie mów mu gdzie jestem.
- Co ty pleciesz Słonko, uciekłaś sprzed ołtarza..
- Wiem co robię. Obiecaj, że nic mu nie powiesz. - matka spojrzała na nią, ponownie zaczynając płakać.
- Był przy tobie jak cierpiałaś po stracie Luciano i waszego dziecka.. uspokajał Cię w każdą noc jak budziłaś się z krzykiem.. a ty teraz zdradzasz go z tym mężczyzną? Jak śmiesz..
- Wyjaśnię Ci. - w jej oczach zaczęły pojawiać się łzy, dostrzegł je Gerard i objął ją jedną ręką. - porozmawiajmy. - Shaki gestem zaprosiła matkę do domu, jednak ta zaprzeczyła ruchem głowy i cofnęła się w tył.
- Tu nie ma nic do wyjaśniania.
- Ależ jest, mamo! - Stanęła przed nią, próbując złapać ją za ramiona. - to on zabił Luciano! To on zamordował nasze dziecko! - w tym momencie poczuła piekący ból na swoim policzku, na którym po chwili położyła dłoń. Matka patrzyła na nią z pogardą, by po chwili odwrócić się i odejść w kierunku samochodu. Gerard zrobił krok do przodu, jednak zatrzymała go ukochana, szarpiąc za jego koszulkę.
- Musimy uciekać.. - Zaszlochała, przytulając się do boku piłkarza. - ona mu powie, z resztą.. Antonio i tak wie gdzie nas szukać.. zabije nas..
- Idź się spakować, za godzinę wyjeżdżamy. - Shakira posłusznie skinęła głową i powoli udała się w kierunku schodów, prowadzących do sypialni, Gerard zamknął drzwi na klucz i nerwowo czochrając włosy, przeszedł do salonu. Cięzko oddychał i wypuszczając powietrze przeszedł się po pomieszczeniu, próbując poskładać myśli.
Musi ją chronić. Musi jej zapewnić bezpieczeństwo.
Gdzie mają uciec?
Do matki nie może, jest zakochana w Taylor i nie zaakceptuje jego kochanki.
Nie może wyjechać z Hiszpanii, będzie głośno na temat jego wyjazdu i Antonio ich odnajdzie.
Zdenerwowany usiadł na sofie i schował twarz w dłoniach. Długo pozostawał w tej pozycji zamykając oczy. Nogi samemu mu chodziły pod wpływem emocji, a dłonie z każdą sekundą coraz mocniej zasikał na głowie, palcami zaciskając skronie. Po chwili odsłonił oczy i spojrzał przed siebie.
- Ja pierdole.. - powoli podniósł się ze swojego miejsca i w panice rozejrzał się po salonie. Uważnie ocenił położenie każdego przedmiotu, każdego mebla. Oceniał prędkość wiatru za oknem, starał się dostrzec jak najwięcej szczegółów w ułamku sekundy.
Znalazł.
Uchylone drzwi tarasowe.
Podszedł do stolika na kawę i trzęsącą się dłonią chwycił bukiet ślubnych słoneczników Shakiry. Przecież zeszłej nocy wyrzucił je do śmietnika.
Nerwowo oddychając uważnie przyglądał się kwiatom i dostrzegł kawałek papieru.
Ręce nadal się trzęsły, serce nierówni biło.
Ponownie usiadł i odczytał jego treść.
"Jeszcze wrócę".
Gerard rzucił kwiaty na podłogę i zerwał się do biegu. Skierował swoje kroki na schody i w parę sekund znalazł się w sypialni.
Nie było jej.
- SHAKIRA!? - głos mu się załamywał, ręce, jak i całe ciało ogarnęły dreszcze, czuł ogromną gulę w gardle, czuł zimny pot na swoich plecach.
Biegał po całym piętrze i nigdzie nie umiał jej znaleźć..
- Tu jestem.. - usłyszał jej cichutki głos i dostrzegł jej sylwetkę, wyłaniającą się z łazienki w samym ręczniku. - chciałam się wykąpać przed wyjazdem, wszystko w porządku? - bez uprzedzenia wziął ją w ramiona i mocno objął. - Geri..co się dzieje?
- Nie mogę Cię stracić.. - wyszeptał i po chwili się rozpłakał. Nie pamiętał kiedy ostatnio z jego oczu wypłynęły łzy. Nie pamiętał kiedy tak bardzo się bał o osobę, którą kocha. - szybko się przebieraj i wyjeżdżamy. Jeszcze nie wiem gdzie, byle jak najszybciej i jak najdalej stąd.

________________________________________

Czytasz = komentujesz :)

Przed nami jeszcze epilog (: 
Nie będę się rozdrabniać pod tym rozdziałem xd mi się osobiście podoba :3
mam nadzieje, że wam też ^^

Do następnego! <3

sobota, 7 marca 2015

Trzeci: Krwiste Słoneczniki

Po usłyszeniu wstrząsającej historii, Gerard bez zapytania o zdanie Kolumbijki, wrócił z nią do siebie. Długo protestowała, jednak Hiszpan był nieugięty. Gdy Shakira zwinęła się na fotelu pasażera, Geri spojrzał na nią ukradkiem, wzrokiem pełnym współczucia. Nie próbował nawet wyobrazić sobie jak musi cierpieć. Ponownie skupił się na trasie i zacisnął dłonie na kierownicy. Obiecał sobie, że nie pozwoli jej skrzywdzić temu szaleńcowi, który na nią 'poluje'.
Wyłączył silnik będąc już na miejscu i wyciągnął kluczyk ze stacyjki, ponownie przenosząc na odwróconą w stronę okna piosenkarkę.
- Śpisz?
- Nie.. - wyszeptała i powoli opuściła samochód, zakładając ręce na piersi. Gerard głośno westchnął i podążał za nią wzrokiem. Ponownie zaciskając dłonie na kierownicy.
Myślał o niej.
Podziwiał to, że pomimo wszystkiego złego jeszcze się nie poddała i nadal walczy o szczęście. Dopiero teraz zrozumiał, że ją poznał, że to jest prawdziwa Shakira.
To nie ta zawsze uśmiechnięta i optymistyczna kobieta, która często udziela się w wywiadach, to nie ta ciesząca się muzyką piosenkarka, to jest kobieta ze zranionym sercem, która robi wszystko, by się nie rozsypać.. najbardziej bolało go to, że ponownie się zakochała, ale ukochanym okazał się kat z przeszłości.. czym sobie na to wszystko zasłużyła?
On nie chciał jej tylko pomóc, chciał być dla niej kimś więcej.. chciał być jej obrońcą, chciał, by poznała szczęście i bezpieczeństwo..
- Geri, wytłumaczysz mi dlaczego wróciłeś z Shakirą? - na głos narzeczonej wzdrygnął się i odchrząknął patrząc jej w oczy. Nie może powiedzieć jej prawdy. Shakira powierzyła mu sekret, którego on będzie starannie chronił tak jak Kolumbijka przez tyle lat.
- Widziałaś, jaka jest blada?
- I co w związku z tym?
- Jest chora i potrzebuje opieki.. - wybełkotał, wychodząc z samochodu, co również uczyliła Taylor.
- W takim razie cały mój plan w tej chwili runął. - Żachnęła się, zatrzaskując drzwi samochodu i powoli udając się w stronę domu.
- Jaki plan? - zapytał, podbiegając do niej i obejmując ją ramieniem.
- Dostałam propozycję koncertu w Maladze, liczyłam, że polecisz ze mną..
- Leć Skarbie, ja się nią zajmę.
- Pojawiła się Shakira i wszystko nam się psuje.
- Nic się nie psuje. Kiedy lecisz?
- Jutro rano. - odpowiedziała bardzo nieprzyjemnie i przekroczyła próg mieszkania. - ale zamówię lot na dziś. Baw się dobrze z twoją piosenkareczką. - wysyczała przez zaciśnięte zęby i zniknęła na schodach prowadzących do ich sypialni. Gerard oparł się na framugę w drzwiach i włożył ręce do kieszeni spodni, skupiając spojrzenie na podłodze.
Dlaczego informacja o wcześniejszym locie go nie zabolała?

~ * ~ 

Tak jak mówiła, tak odleciała.
Gerard zerwał się z samego rana i postanowił przyrządzić śniadanie dla siebie i swojej współlokatorki. Kroił właśnie chleb, nucąc jedną z jej piosenek, gdy usłyszał kroki na schodach.
- Hej. - wyszeptała i zasiadła do stołu. opatulając się kremowym swetrem.
- Dzień dobry. - obdarzył ją ciepłym uśmiechem i położył chleb na stół, gdzie były już pomidory, ogórki, jajka, kiełbaski, masło, papryka i wiele, wiele innych smakołyków, których na co dzień z rana nie spożywa.
- Chcesz wykarmić całą drużynę FC Barcelony? - cicho się zaśmiała, nakładając sobie sałatki na talerz. Gerardowi kąciki ust lekko się podniosły z myślą, że udało mu się wywołać u niej śmiech. Również nałożył sobie sałatki, następnie nalewając sobie soku.
- Jeśli mówiąc 'dróżna' masz na myśli siebie, to tak.
- To Taylor z nami nie zje? - zapytała, również nalewając sobie soku.
- Wczoraj w nocy gdy już spałaś, poleciała na koncert do Malagi.
- Pewnie będziesz tęsknił. - Uśmiechnęła się, co Gerard odwzajemnił, jednak nie udzielił odpowiedzi.
- Masz jakieś plany na dziś?
- Plany? - zapytała zdumiona, patrząc na niego nieco speszonym wzrokiem.
- Tak, plany. Może spędzimy razem dzień, poznamy się bliżej i w ogóle? - Shakira długo nie odpowiadała. Spuściła wzrok na talerz, powoli zabierając się do jedzenia. Gerard nie naciskał. Wziął do ręki słoik nutelli i zaczął smarować sobie kanapki. Reszta posiłku minęła w ciszy. Shakira gdy tylko zjadła, podniosła wzrok na Hiszpana.
- Nie oczekuje współczucia. Nie musisz się nade mną użalać, ja naprawdę tego nie chce..
- Shaki. - Gerard przerwał jej łagodnym głosem, skupiając się na jej załzawionych tęczówkach. - po prostu chcę żebyś mnie poznała i poczuła się swobodniej przez czas, gdy ze mną mieszkasz.
- Wyprowadzę się za niedługo.
- Nigdzie się nie wyprowadzisz. - serce mu szybciej zabiło na myśl, że miałaby być gdzieś sama, gdy ten morderca jest na wolności i najprawdopodobniej właśnie jej szuka. - tu jesteś bezpieczna.
- Jestem dorosła.
- Jestem facetem.
- I co w związku z tym? - piosenkarka mimowolnie się uśmiechnęła i spojrzała na czerwieniącego się piłkarza.
- No.. nie istotne, to co, spędzimy ten dzień razem? - Shakira cicho się zaśmiała i powoli udała się w kierunku schodów.
- Za godzinę będę gotowa.

~ * ~

Godzina zmieniła się w dwie, a znudzony czekaniem piłkarz siedział w salonie oglądając powtórkę meczu Barcy z Realem, który właśnie był transmitowany.
- Trochę mi głupio, że chodzę w ubraniach twojej narzeczonej.. - wyszeptała, przekraczając próg salonu, w zwiewnej kremowej sukience, która według Gerarda leżała na Kolumbijce lepiej, niż na Amerykance. Przez dłuższy czas się w nią wpatrywał, schodząc wzrokiem coraz niżej, co zaczęło krępować Shakirę. - Geri? - Hiszpan szybko wrócił wzrokiem do jej oczu i przeczesał nerwowo włosy.
- To kupimy dziś jakieś ubrania dla Ciebie, okey?
- Ale ja nie mam tu żadnych oszczędności..
- Ja kupię.
- Ale..
- Żadnego ale. - ciepło się uśmiechnął i zarzucił na ramiona skórzana kurtkę. - to jedziemy.

Cały dzień spędzili na mieście, chodząc po galeriach, wpadając na obiad do jednej z droższych restauracji, następnie wieczorem udając się do kina, na komedie romantyczną. Przez cały czas delektował się jej śmiechem, który echem odbijał się po jego uszach, jej głosem, który wypełniał jego wnętrze i dotykiem, którego zdecydowanie było za mało. On całkowicie zapomniał o narzeczonej, ona całkowicie zapomniała, że nie powinna flirtować z zaręczonym mężczyzną. Jednak przy nim zapominała o problemach i tak jak mówił, w końcu poczuła się swobodnie i co najważniejsze, poczuła się bezpiecznie. Przed północą wrócili do domu, trzymając się za ręce, czego żadne z nich nie zauważyło.
- Dziękuję Gerard za ten dzień, nie pamiętam kiedy się tak dobrze bawiłam.
- Ja również dziękuję. - spojrzeli po sobie i stopniowo uspokajali śmiech, patrząc sobie w oczy. Byli trzeźwi, więc nie było mowy o nieplanowanych zdarzeniach. Hiszpan powoli położył dłonie na tali piosenkarki, stanowczo ją do siebie przysuwając. Shakira zaśmiała się, następnie delikatnie całując Gerarda, pociągając go następnie za wargę. Gerard pogłębił pocałunek i zjechał dłońmi na jej pośladki, delikatnie je zaciskając.
- Chyba nie powinniśmy.. - w końcu wyszeptała z przymkniętymi oczami, powoli się odsuwając. Gerard jednak był silniejszy i ponownie ją do siebie przysunął, całując ją po szyi.
- To ja tu ustalam warunki co się powinno, a czego nie powinno. - oboje się zaśmiali, ponownie obdarzając się pocałunkami. - chciałbym Cie zobaczyć bez tej sukienki. - wyszeptał zachrypniętym głosem, szukając zamka na jej plecach. Właśnie w tym momencie usłyszeli dzwonek do drzwi. Spojrzeli po sobie, powoli się od siebie odsuwając.
- Kto to może być? - wyszeptała, łapiąc go za dłoń. Gerard ujął ją i delikatnie pocałował.
- Może idź do góry.
- Nie. Zostaje z tobą. - chwile milczeli, patrząc sobie w oczy. Shaki zacisnęła jego dłoń i razem udali się w kierunku drzwi. Przekręcił klucz w zamku i powoli je uchylił lecz nikogo za nimi nie było. Spojrzeli w dół. Na wycieraczce leżał bukiet kwiatów. Gerard schylił się po niego i cicho zaśmiał.
- Pewnie jakiś fan Taylor znowu podrzucił. - uśmiechnął się i położył kwiaty na komodę, zamykając drzwi na klucz.
- Gerard.. - usłyszał zapłakany głos kochanki i szybko na nią spojrzał. - to mój bukiet ślubny.. moje ślubne słoneczniki..


________________________________

BENG! 

Jest i trójeczka :3
Wybaczcie za taką moją słabą aktywność na blogerze, ale dużo się dzieje, niekoniecznie dobrego i czasem nie wyrabiam <333
Mam nadzieję, że jeszcze ktoś tu o mnie pamięta i nie umiał si ę doczekać kolejnego rozdziału ^^


Do następnego ♥ akcja dopiero się rozkręca :))

Zapraszam na nowego bloga -> http://to-nie-koniec-zlo-czyha-za-rogiem-hp.blogspot.com

czwartek, 22 stycznia 2015

Drugi: To było kiedyś, teraz nie ma już nic..


Przez całą noc nie zmrużyła oka. Przesiedziała ten czas na balkonie patrząc w gwiazdy, często spędzała tak noce ze swoim mężem, za którym ponownie zaczęła bardzo tęsknić, którego tak bardzo teraz potrzebowała.. nie ma go obok i już nigdy nie będzie. Nie poczuje na sobie jego delikatnego dotyku i smaku ust, nie poczuje cudownego zapachu jego ulubionych perfum i już nigdy nie usłyszy od niego  dwóch słów, które jak muzyka o poranku budziły ją do życia.. "Kocham Cię".
To nie jest jej wina, że już go nie zobaczy i nie poczuje.. nie mogła nic zrobić. Do dzisiaj zadaje sobie pytanie, dlaczego przeżyła? Życie bez Luciano nie miało dla niej sensu, nie miało przyszłości. Byli sobie pisani..tylko razem stanowili jedną całość..to było kiedyś, a teraz? Teraz nie ma już nic.
Zamknęła oczy i myślami wróciła do dnia ich poznania, zaręczyn, ślubu..śmierci.
Zaczęła płakać.
I znowu wspominać.
A jej smutek i łzy zdawały się nie mieć końca.
Słońce zaczęło wschodzić, ptaki ćwierkały w rytm podmuchów wiatru. Podniosła się z chłodnego betonu i zniknęła w swojej tymczasowej sypialni. Spojrzała na łóżko gdzie leżała niestaranie zarzucona suknia ślubna. Długo na nią patrzyła i myślała o tym, że 24 godziny temu budziła się z szerokim uśmiechem, by za parę godzin stanąć na ślubnym kobiercu u mniemanego mężczyzny swojego życia. Pociągnęła nosem ocierając zaschnięte przez łzy policzka i przeszła do łazienki biorąc prysznic, starając się wyłączyć na chwile myślenie. Po trzydziestu minutach opuściła pomieszczenie, dostrzegając na tapczanie plik ubrań, które musiały zostać jej przyniesione przez narzeczoną Gerarda. Opuściła ręcznik na biały dywan i zaczęła ubierać się, następnie rozczesując gęste włosy. Było przed siódmą, gdy zdecydowała się zejść po schodach do kuchni w celu przygotowania sobie kawy. Na palcach poruszała się po ogromnej posiadłości, zagryzając przy tym wargi w pełnym skupieniu. Będąc już na dole, usłyszała trzask i gwałtownie się odwróciła, zrzucając przy tym wazon stający na komodzie.
- Przepraszam, nie chciałem Cię przestraszyć..
- Gerard.. - wyszeptała z przerażeniem Kolumbijka i usiadła na podłodze zbierając kawałki potłuczonego szkła. - przepraszam za to, odkupie.. sądząc po zdobieniach waza była cenna,,
- Shak, mam pieniądze by odkupić głupią wazę, ty się tym nie przejmuj i wstań. - ujął jej dłoń i postawił na równe nogi. - gosposia przyjdzie, to posprząta.
- Ale..
- Żadnego "ale". Jesteś głodna? - puścił jej dłoń i po chwili znalazł się z głową w lodówce. Blondynka ostatni raz spojrzała na wazon i nieco skrępowana zajęła miejsce przy kuchennym stole.
- Nie, ale poprosiłabym kawę.
- Już się robi.. z mlekiem, z cukrem?
- Zwykła czarna, dziękuję.
- A masz może ochotę na tosty z bekonem? Ostatnio tylko to jem z Taylor na śniadanie. - piosenkarka spojrzała na plecy piłkarza, który właśnie parzył dla niej kawę. Tak strasznie mu zazdrościła, że nie jest sam, że ma oparcie w osobie, która kocha go z wzajemnością. Zaciągnęła rękawy jedwabnego kremowego swetra i delikatnie się uśmiechnęła.
- Zostanę przy mojej kawie.
- Już się robi. - wymamrotał i zaczął nucić coś pod nosem. Po chwili oboje usłyszeli przeraźliwy pisk i postać zapłakanej blondynki, opierającą się o futrynę w drzwiach.
- Co na środku salonu robi potłuczona waza, którą mama przywiozła nam z Chin? Rozcięłam sobie stope..
- Przepraszam, ja..
- Przez przypadek ją strąciłem jak podbijałem rano piłkę. Zapomniałem, że tu ją postawiłaś. - Gerard puścił oczko przerażonej Kolumbijce i podszedł do dziewczyny, podnosząc ją i sadzając na blacie w poszukiwaniu apteczki.
- Podbijałeś piłkę o szóstej rano? To do Ciebie niepodobne..
- Nie mogłem zasnąć. - wyszczerzył się i szybkim ruchem wyciągnął kawałek szkła z nogi dziewczyny. Natychmiast napotkała go salwa narzekań, że mógł to zrobić delikatniej, z uczuciem i wiele innych. Shakire nawet bawiło zachowanie dziewczyny. Jak tak teraz się im przyglądała, wyglądali jak brat i młodsza, marudna siostra.

~ * ~

Nie mogła dłużej mieszkać z piłkarzem Barcelony i jego narzeczoną, czuła się dla nich ciężarem i tak naprawdę nie była im bliska. Ściskała w ramionach sukienkę ślubną, którą planowała spalić zaraz po powrocie do domu i białe obcasy, które wyrzuci w drodze przez okno taksówki.
- Taylor? - Kolumbijka zapukała do sypialni pary, wzrokiem poszukując Amerykanki. Ta natychmiast poderwała się z łóżka i ciepło się uśmiechnęła.
- Wszystko w porządku? - zapytała wstając i dostrzegając w jej dłoniach kurczowo zaciśniętą ślubną suknie.
- Tak, tak.. chciałam się tylko pożegnać.
- Pożegnać?
- Nie będę dłużej siedzieć wam na głowie.
- Geri mówił, że nie masz dokąd wracać.. - dziewczyny spojrzały na siebie i się uśmiechnęły. - zostań jeszcze, jak Gerard wróci z treningu, to Cię zawiezie gdzie tylko chcesz.
- Nie, to głupi pomysł..
- Nalegam. - Amerykana ponownie się uśmiechnęła i wyciągnęła z rąk Shakiry ślubną suknie. - jest naprawdę piękna..
- Mogę Ci ją podarować. Ja tak naprawdę miałam ją na sobie parę godzin.
- Nie, nie, nie, nie mogła bym..
- Jeśli ty jej nie weźmiesz, to ja ją spale. - pogodnie się uśmiechnęła, ale dostrzegając przerażenie w oczach dziewczyny, zaśmiała się i radośnie na nią spojrzała. - jest Twoja. Jako prezent ślubny od Shakiry.
- Dziękuję. - również się uśmiechnęła i przyjrzała śnieżno białej, bogato zdobionej sukience.
- Przymierzysz ją? - Taylor promiennie się uśmiechnęła i zniknęła za drzwiami łazienki.

~ * ~ 

- Wszystko w porządku? - z zamyślenia wyrwał ją Pique, który tak jak obiecała Taylor, miał ja zabrać gdzie tylko chce. Od piętnastu minut wpatrywała się w okno, a jej twarz nie wyrażała żadnej emocji. Blado się uśmiechnęła i spojrzała na piłkarza.
- Nic nie jest w porządku.. - wyszeptała, a piłkarz skinął głową, zjeżdżając na pobocze i włączając światła awaryjne.
- Porozmawiamy? - wyczekująco spojrzał na piosenkarkę, a ta zagryzła dolną wargę spuszczając wzrok. - wiem, że nie jestem dla Ciebie nikim ważnym, ale jednak jakieś wyjaśnienia mi się należą. - powiedział bardzo powoli, starając się dobierać słowa tak, by Kolumbijka nie poczuła się urażona.
- Masz racje.. - wyszeptała i usiadła wygodnie w fotelu. - kiedyś byłam mężatką..
- Skarbie, to ty? - zapytała, słysząc jak klucz w zamku zaskakuje i do domu wchodzi jakiś mężczyzna. - co tak długo? - ponownie zadała pytanie, z troską patrząc w oczy małżonka, które nie wyrażały żadnej emocji. Podszedł do niej i mocno do siebie przytulił.
- Znowu.. - wyszeptał i odchodząc od Kolumbijki, położył na komodzie list. Shakira tylko na niego spojrzała i poczuła łzy, które gromadziły się w jej oczach.
- Może najwyższy czas zadzwonić na policje? - wyszeptała, niepewnie siadając naprzeciw męża, którego sylwetka była pochylona, a twarz tonęła w dłoniach. Delikatnie ją podniósł i załzawionymi oczami podszedł do kobiety swojego życia, klękając przed nią i odsłaniając jej brzuch, zaczynając go całować.
- Nie pozwolę was skrzywdzić.. a policja nam nie pomoże.. on zabronił..
- On nas zabije.. - wyszeptała przerażona, czując jak łzy spływając jej po policzkach.
- Nie oddam mu was.. - wyszeptał i napotkał pytające spojrzenie żony. - on chce Ciebie i naszego dziecka.. - Shakira rozpłakała się i schowała twarz w gęste włosy swojego męża, którego głowa spoczywała na jej kolanach.

- Kochanie.. to ty? - wyszeptała z nadzieją, że kroki, które słyszy w salonie należą do jej męża. Zaciskając dłoń na wyraźnie zaokrąglonym brzuchu, niepewnie zbliżyła się do schodów, po których zamierzała zejść.
- Shaki, zostań tam gdzie jesteś, słyszysz!? - usłyszała przeraźliwy krzyk ukochanego i po chwili znalazła się w salonie, gdzie zastała męża.. nie był sam.
- Kogo moje piękne oczy widzą. - przeszedł ją przeraźliwy dreszcz, gdy do jej uszu dobiegł pełen goryczy i nienawiści głos. Spojrzała na męża, którego trzymał pod gardło z przyłożonym do niego nożem nieznany jej mężczyzna. - moja własność..
- Shaki, tylko się nie denerwuj, wszystko będzie dobrze. - po chwili zasyczał z bólu, a z jego szyi pociekła krew. Shakira zaczęła płakać i pełna strachu podeszła do męża.
- Jeszcze jeden krok, a poderżnę mu gardło. - szeroko się uśmiechnął i mocniej przyłożył ostrze do szyi jej męża.
- To mnie chcesz, zostaw Antonio, błagam.. - rozpłakała się jeszcze bardziej i poczuła jak siedmiomiesięczny płód w jej łonie, daje o sobie boleśnie znać.
- Ale ten mężczyzna jest moją przeszkodą. - przez chwile mierzyli się wzrokiem, aż mężczyzna wbił ostrze w klatkę piersiową Antonio. Shakira przeraźliwe krzyknęła i opadła na kolana, przysuwając się do ledwo żyjącego męża.
- Uciekaj.. - wyszeptał i wyzionął ducha.
- Nie, nie, nie! - zaczęła krzyczeć, ściskając w dłoniach głowę męża, na którą zaczęły spływać jej słone łzy. Jej szlafrok nasączył się krwią zamordowanego męża, a dłonie nerwowo się trzęsły. Prawie zapomniała o obecności mordercy, który stał nad nią i delektował się swoją zbrodnią. Poczuła, jak odciąga ją na bok, próbowała się bronić, krzyczała i płakała. Mężczyzna zasłonił dłonią jej usta i zmusił do spojrzenia mu w oczy. Była przerażona i czuła ogromny ból, wywołany przez dziecko, które nosiła pod sercem.
- Skarbie, boisz się czegoś? - Ciągle płakała i bała się odezwać. Kątem oka spojrzała na martwe ciało i poczuła w sobie siłę, jakby daną jej przez zmarłego męża. Kopnęła napastnika w krocze i wyrwała sztylet z jego ręki. Próbowała zadać śmiertelny cios, jednak w nerwach zahaczyła tylko o dłoń mężczyzny, zostawiając głęboką ranę przy jego kciuku. - ty szmato! - poczuła ciężką dłoń na swojej twarzy i jak jej ciało spotyka się z podłogą..


- Więcej nie pamiętam.. obudziłam się w szpitalu. miałam ranę kutą w brzuchu.. zamordował mi męża i dziecko.. - po jej policzkach spływały łzy, a jej dłoń, była kurczowo zaciskana przez dłoń Hiszpana, który był w szoku, po usłyszeniu historii z ust Kolumbijki. Nigdy by się nie spodziewał, że przeżyła taki horror.. - mężczyzna, za którego miałam wyjść.. to właśnie morderca mojej rodziny.

______________________________________________

:(
Wracam takim smutnym akcentem po prawie dwumiesięcznej nieobecności - za którą bardzo przepraszam. 

Ostatnio brak mi weny :(

Do następnego! ;*