czwartek, 22 stycznia 2015

Drugi: To było kiedyś, teraz nie ma już nic..


Przez całą noc nie zmrużyła oka. Przesiedziała ten czas na balkonie patrząc w gwiazdy, często spędzała tak noce ze swoim mężem, za którym ponownie zaczęła bardzo tęsknić, którego tak bardzo teraz potrzebowała.. nie ma go obok i już nigdy nie będzie. Nie poczuje na sobie jego delikatnego dotyku i smaku ust, nie poczuje cudownego zapachu jego ulubionych perfum i już nigdy nie usłyszy od niego  dwóch słów, które jak muzyka o poranku budziły ją do życia.. "Kocham Cię".
To nie jest jej wina, że już go nie zobaczy i nie poczuje.. nie mogła nic zrobić. Do dzisiaj zadaje sobie pytanie, dlaczego przeżyła? Życie bez Luciano nie miało dla niej sensu, nie miało przyszłości. Byli sobie pisani..tylko razem stanowili jedną całość..to było kiedyś, a teraz? Teraz nie ma już nic.
Zamknęła oczy i myślami wróciła do dnia ich poznania, zaręczyn, ślubu..śmierci.
Zaczęła płakać.
I znowu wspominać.
A jej smutek i łzy zdawały się nie mieć końca.
Słońce zaczęło wschodzić, ptaki ćwierkały w rytm podmuchów wiatru. Podniosła się z chłodnego betonu i zniknęła w swojej tymczasowej sypialni. Spojrzała na łóżko gdzie leżała niestaranie zarzucona suknia ślubna. Długo na nią patrzyła i myślała o tym, że 24 godziny temu budziła się z szerokim uśmiechem, by za parę godzin stanąć na ślubnym kobiercu u mniemanego mężczyzny swojego życia. Pociągnęła nosem ocierając zaschnięte przez łzy policzka i przeszła do łazienki biorąc prysznic, starając się wyłączyć na chwile myślenie. Po trzydziestu minutach opuściła pomieszczenie, dostrzegając na tapczanie plik ubrań, które musiały zostać jej przyniesione przez narzeczoną Gerarda. Opuściła ręcznik na biały dywan i zaczęła ubierać się, następnie rozczesując gęste włosy. Było przed siódmą, gdy zdecydowała się zejść po schodach do kuchni w celu przygotowania sobie kawy. Na palcach poruszała się po ogromnej posiadłości, zagryzając przy tym wargi w pełnym skupieniu. Będąc już na dole, usłyszała trzask i gwałtownie się odwróciła, zrzucając przy tym wazon stający na komodzie.
- Przepraszam, nie chciałem Cię przestraszyć..
- Gerard.. - wyszeptała z przerażeniem Kolumbijka i usiadła na podłodze zbierając kawałki potłuczonego szkła. - przepraszam za to, odkupie.. sądząc po zdobieniach waza była cenna,,
- Shak, mam pieniądze by odkupić głupią wazę, ty się tym nie przejmuj i wstań. - ujął jej dłoń i postawił na równe nogi. - gosposia przyjdzie, to posprząta.
- Ale..
- Żadnego "ale". Jesteś głodna? - puścił jej dłoń i po chwili znalazł się z głową w lodówce. Blondynka ostatni raz spojrzała na wazon i nieco skrępowana zajęła miejsce przy kuchennym stole.
- Nie, ale poprosiłabym kawę.
- Już się robi.. z mlekiem, z cukrem?
- Zwykła czarna, dziękuję.
- A masz może ochotę na tosty z bekonem? Ostatnio tylko to jem z Taylor na śniadanie. - piosenkarka spojrzała na plecy piłkarza, który właśnie parzył dla niej kawę. Tak strasznie mu zazdrościła, że nie jest sam, że ma oparcie w osobie, która kocha go z wzajemnością. Zaciągnęła rękawy jedwabnego kremowego swetra i delikatnie się uśmiechnęła.
- Zostanę przy mojej kawie.
- Już się robi. - wymamrotał i zaczął nucić coś pod nosem. Po chwili oboje usłyszeli przeraźliwy pisk i postać zapłakanej blondynki, opierającą się o futrynę w drzwiach.
- Co na środku salonu robi potłuczona waza, którą mama przywiozła nam z Chin? Rozcięłam sobie stope..
- Przepraszam, ja..
- Przez przypadek ją strąciłem jak podbijałem rano piłkę. Zapomniałem, że tu ją postawiłaś. - Gerard puścił oczko przerażonej Kolumbijce i podszedł do dziewczyny, podnosząc ją i sadzając na blacie w poszukiwaniu apteczki.
- Podbijałeś piłkę o szóstej rano? To do Ciebie niepodobne..
- Nie mogłem zasnąć. - wyszczerzył się i szybkim ruchem wyciągnął kawałek szkła z nogi dziewczyny. Natychmiast napotkała go salwa narzekań, że mógł to zrobić delikatniej, z uczuciem i wiele innych. Shakire nawet bawiło zachowanie dziewczyny. Jak tak teraz się im przyglądała, wyglądali jak brat i młodsza, marudna siostra.

~ * ~

Nie mogła dłużej mieszkać z piłkarzem Barcelony i jego narzeczoną, czuła się dla nich ciężarem i tak naprawdę nie była im bliska. Ściskała w ramionach sukienkę ślubną, którą planowała spalić zaraz po powrocie do domu i białe obcasy, które wyrzuci w drodze przez okno taksówki.
- Taylor? - Kolumbijka zapukała do sypialni pary, wzrokiem poszukując Amerykanki. Ta natychmiast poderwała się z łóżka i ciepło się uśmiechnęła.
- Wszystko w porządku? - zapytała wstając i dostrzegając w jej dłoniach kurczowo zaciśniętą ślubną suknie.
- Tak, tak.. chciałam się tylko pożegnać.
- Pożegnać?
- Nie będę dłużej siedzieć wam na głowie.
- Geri mówił, że nie masz dokąd wracać.. - dziewczyny spojrzały na siebie i się uśmiechnęły. - zostań jeszcze, jak Gerard wróci z treningu, to Cię zawiezie gdzie tylko chcesz.
- Nie, to głupi pomysł..
- Nalegam. - Amerykana ponownie się uśmiechnęła i wyciągnęła z rąk Shakiry ślubną suknie. - jest naprawdę piękna..
- Mogę Ci ją podarować. Ja tak naprawdę miałam ją na sobie parę godzin.
- Nie, nie, nie, nie mogła bym..
- Jeśli ty jej nie weźmiesz, to ja ją spale. - pogodnie się uśmiechnęła, ale dostrzegając przerażenie w oczach dziewczyny, zaśmiała się i radośnie na nią spojrzała. - jest Twoja. Jako prezent ślubny od Shakiry.
- Dziękuję. - również się uśmiechnęła i przyjrzała śnieżno białej, bogato zdobionej sukience.
- Przymierzysz ją? - Taylor promiennie się uśmiechnęła i zniknęła za drzwiami łazienki.

~ * ~ 

- Wszystko w porządku? - z zamyślenia wyrwał ją Pique, który tak jak obiecała Taylor, miał ja zabrać gdzie tylko chce. Od piętnastu minut wpatrywała się w okno, a jej twarz nie wyrażała żadnej emocji. Blado się uśmiechnęła i spojrzała na piłkarza.
- Nic nie jest w porządku.. - wyszeptała, a piłkarz skinął głową, zjeżdżając na pobocze i włączając światła awaryjne.
- Porozmawiamy? - wyczekująco spojrzał na piosenkarkę, a ta zagryzła dolną wargę spuszczając wzrok. - wiem, że nie jestem dla Ciebie nikim ważnym, ale jednak jakieś wyjaśnienia mi się należą. - powiedział bardzo powoli, starając się dobierać słowa tak, by Kolumbijka nie poczuła się urażona.
- Masz racje.. - wyszeptała i usiadła wygodnie w fotelu. - kiedyś byłam mężatką..
- Skarbie, to ty? - zapytała, słysząc jak klucz w zamku zaskakuje i do domu wchodzi jakiś mężczyzna. - co tak długo? - ponownie zadała pytanie, z troską patrząc w oczy małżonka, które nie wyrażały żadnej emocji. Podszedł do niej i mocno do siebie przytulił.
- Znowu.. - wyszeptał i odchodząc od Kolumbijki, położył na komodzie list. Shakira tylko na niego spojrzała i poczuła łzy, które gromadziły się w jej oczach.
- Może najwyższy czas zadzwonić na policje? - wyszeptała, niepewnie siadając naprzeciw męża, którego sylwetka była pochylona, a twarz tonęła w dłoniach. Delikatnie ją podniósł i załzawionymi oczami podszedł do kobiety swojego życia, klękając przed nią i odsłaniając jej brzuch, zaczynając go całować.
- Nie pozwolę was skrzywdzić.. a policja nam nie pomoże.. on zabronił..
- On nas zabije.. - wyszeptała przerażona, czując jak łzy spływając jej po policzkach.
- Nie oddam mu was.. - wyszeptał i napotkał pytające spojrzenie żony. - on chce Ciebie i naszego dziecka.. - Shakira rozpłakała się i schowała twarz w gęste włosy swojego męża, którego głowa spoczywała na jej kolanach.

- Kochanie.. to ty? - wyszeptała z nadzieją, że kroki, które słyszy w salonie należą do jej męża. Zaciskając dłoń na wyraźnie zaokrąglonym brzuchu, niepewnie zbliżyła się do schodów, po których zamierzała zejść.
- Shaki, zostań tam gdzie jesteś, słyszysz!? - usłyszała przeraźliwy krzyk ukochanego i po chwili znalazła się w salonie, gdzie zastała męża.. nie był sam.
- Kogo moje piękne oczy widzą. - przeszedł ją przeraźliwy dreszcz, gdy do jej uszu dobiegł pełen goryczy i nienawiści głos. Spojrzała na męża, którego trzymał pod gardło z przyłożonym do niego nożem nieznany jej mężczyzna. - moja własność..
- Shaki, tylko się nie denerwuj, wszystko będzie dobrze. - po chwili zasyczał z bólu, a z jego szyi pociekła krew. Shakira zaczęła płakać i pełna strachu podeszła do męża.
- Jeszcze jeden krok, a poderżnę mu gardło. - szeroko się uśmiechnął i mocniej przyłożył ostrze do szyi jej męża.
- To mnie chcesz, zostaw Antonio, błagam.. - rozpłakała się jeszcze bardziej i poczuła jak siedmiomiesięczny płód w jej łonie, daje o sobie boleśnie znać.
- Ale ten mężczyzna jest moją przeszkodą. - przez chwile mierzyli się wzrokiem, aż mężczyzna wbił ostrze w klatkę piersiową Antonio. Shakira przeraźliwe krzyknęła i opadła na kolana, przysuwając się do ledwo żyjącego męża.
- Uciekaj.. - wyszeptał i wyzionął ducha.
- Nie, nie, nie! - zaczęła krzyczeć, ściskając w dłoniach głowę męża, na którą zaczęły spływać jej słone łzy. Jej szlafrok nasączył się krwią zamordowanego męża, a dłonie nerwowo się trzęsły. Prawie zapomniała o obecności mordercy, który stał nad nią i delektował się swoją zbrodnią. Poczuła, jak odciąga ją na bok, próbowała się bronić, krzyczała i płakała. Mężczyzna zasłonił dłonią jej usta i zmusił do spojrzenia mu w oczy. Była przerażona i czuła ogromny ból, wywołany przez dziecko, które nosiła pod sercem.
- Skarbie, boisz się czegoś? - Ciągle płakała i bała się odezwać. Kątem oka spojrzała na martwe ciało i poczuła w sobie siłę, jakby daną jej przez zmarłego męża. Kopnęła napastnika w krocze i wyrwała sztylet z jego ręki. Próbowała zadać śmiertelny cios, jednak w nerwach zahaczyła tylko o dłoń mężczyzny, zostawiając głęboką ranę przy jego kciuku. - ty szmato! - poczuła ciężką dłoń na swojej twarzy i jak jej ciało spotyka się z podłogą..


- Więcej nie pamiętam.. obudziłam się w szpitalu. miałam ranę kutą w brzuchu.. zamordował mi męża i dziecko.. - po jej policzkach spływały łzy, a jej dłoń, była kurczowo zaciskana przez dłoń Hiszpana, który był w szoku, po usłyszeniu historii z ust Kolumbijki. Nigdy by się nie spodziewał, że przeżyła taki horror.. - mężczyzna, za którego miałam wyjść.. to właśnie morderca mojej rodziny.

______________________________________________

:(
Wracam takim smutnym akcentem po prawie dwumiesięcznej nieobecności - za którą bardzo przepraszam. 

Ostatnio brak mi weny :(

Do następnego! ;*