czwartek, 17 grudnia 2015

Epilog: Rozlew krwi


Proszę by ludzie o słabych nerwach nie czytali tego rozdziału.

____________________________________________________

Ciężko jest sobie wyobrazić emocje i uczucia, które towarzyszą ludziom prześladowanym.
Nieprzespane noce, senne koszmary, głuche telefony, depresja, krzyk, płacz, obłąkanie..
Nie zebrali ze sobą nic oprócz gotówki.Wsiedli w samochód i odjechali z piskiem opon.
Jechali przed siebie, celem była Portugalia, - jak na razie. 
Kierunek -lotnisko. 
Złamał każdy przepis ruchu drogowego, od przekroczenia prędkości, do wymuszenia pierwszeństwa. 
Płakała nie wydobywając z siebie żadnego odgłosu. Rękę wsparła na kolanie, oparła głowę na dłoni. Łzy chowały się w bujnych i spuszonych blond lokach. 
Tusz i kredka spływały razem ze słonym płynem. 
Nagle gwałtowne hamowanie..
Korek. 
Gerard przeklął pod nosem nerwowo rozglądając się po drodze. Spocone dłonie zacisnął na kierownicy, po chwili opierając na nich głowę, Oboje słyszeli bicia swoich serc, głośne oddechy, czując ogarniając ich ciała i umysły bezradność. 
Milczenie nie trwało długo. Z każdą kolejną minutą napięcie wzrastało, skoro go ono zaczynało wykańczać, to co ona musiała czuć?
- Shaki, zaśpiewasz mi? - zapytał drżącym głosem. Wraz w wypowiedzeniem słów w oczach nagromadził się płyn, który tak rzadko gościł w jego oczodołach. 
Myśl, że mógłby ją stracić, doprowadzała go do obłędu. 
Shakira instynktownie złapała go za dłoń, mocno ściskając. 
Długo nie odpowiadała, gula w jej gardle bardzo utrudniała ową czynność. 
Minęło prawie piętnaście minut, a oni nawet nie ruszyli się z miejsca. Ludzie wychodzili z samochodów i wspólnie dzielili się swoimi opiniami na temat organizacji ruchu drogowego. Większość jednak pozostała w samochodach i bezmyślnie uderzała w klakson, który stwarzał hałas nie do zniesienia. 
W końcu odpowiedziała.
- Przepraszam. - ścisnęła jego dłoń, gorzko zapłakała. Natychmiast na nią spojrzał i ujął w dłoniach jej drobną twarz, zmuszając do spojrzenia w błękitne oczy. 
- Shaki, to nie Twoja wina, rozumiesz? - gorączkowo poruszyła głową, zaciskając powieki. - Skarbie, to nie Twoja wina! - Zaczęła krzyczeć, ostatecznie się uwalniając. Objęła rękoma kolana następnie w nie płacząc. 
- Przepraszam, że naraziłam Cię na takie niebezpieczeństwo, przepraszam.. - jąkała się, połykając łzy. 
Tylko na nią spojrzał, nie chciał dłużej słuchać jej tłumaczeń, nic nie wnosiły. On jej za nic nie winił, a próbując jej to uświadomić, straci cenny czas. 
Ponownie się rozejrzał, robiąc manewr kierownicą i ruszając z piskiem opon. 
Uruchomił klakson, by ludzie którzy opuścili samochody zdążyli zejść z jezdni. 
- Geri, mieliśmy uciekać.. - wyszeptała pociągając nosem.
- Znajdę inną drogę. 
- Geri, damy mu się złapać..
- Zaufaj mi. - wszedł jej w słowo drżącym głosem. - proszę. - dodał pełen żałości. 
Nie odpowiedziała, tylko oplotła rękoma kolana. 
W ciągu godziny oboje się uspokoili. Nie zamienili ani słowa. Do czasu. 
- Geri?
- Tak, Kochanie?
- Musisz zatankować. - Pique spojrzał na tablice rozdzielczą i faktycznie, kontrolka rezerwy paliwa paliła się na czerwono. 
- Faktycznie, dziękuje. - miał nadzieje że każde ciepłe słowo ją podbuduje. Po pięciu kilometrach dojechali do stacji, zatankował do pełna. Zapłacił gotówką, tak było bezpieczniej. Wrócił do samochodu, zatrzaskując drzwi. 
- Shaki? - spojrzała na niego nieobecnym wzrokiem. Westchnął, po czym złapała go za dłoń, z bladym uśmiechem. Odwzajemnił go. - Bezpieczniej będzie, jak pozbędziemy się telefonów komórkowych. - patrzył na nią wyczekująco. - jak myślisz?
- Dobry pomysł. - powiedział, po czym wyciągnęła telefon. Następnie spojrzała na Gerarda, którego twarz wglądała tak, jakby zobaczył śmierć. 
- Geri, co się dzieje? 
- Shak.. - wyszeptał. - Taylor zaraz będzie w domu.. - zanim zrozumiała, co jej powiedział, tępo się w niego wpatrywała. 
- Jezu.. - wyszeptała, zakrywając dłonią usta.

~ * ~ 

- Reszta dla pana. - uśmiechnęła się do taksówkarza, dając mu dwadzieścia euro napiwku. Pożegnała go uśmiechem, po czym wtaszczyła swoją walizkę po schodach. Powstrzymywała się od płaczu. Gerard znowu o niej zapomniał. 
Pociągając nosem, starała się odszukać kluczy w torebce. 
Ich związek nie miał większego sensu, nawet ludzie z wytwórni jej to mówili. 
Odnalazła kępkę kluczy, po czym odszukała właściwego. Przyłożyła go do zamka, a drzwi same się otworzyły. Zdziwiła się, jednak zdziwienie po chwili przerodziło się we wściekłość.
Nie ma go w domu, co wnioskuje po panującym w domu mroku i nie zamyka drzwi na klucz. Alarmu też pewnie nie załączył.
- Gerardzie Pique!? - wykrzyczała na cały głos, jednak odpowiedzią na wołanie był podmuch wiatru z tarasowych drzwi. Jeszcze bardziej się zdenerwowała, niczego nie podejrzewając..
Zostawiła walizkę i torebkę w przed pokoju, przechodząc do salonu. Nie zapalała światła, tylko od razu zamknęła drzwi, następnie zasłaniając zasłonkę. 
Nagle w pomieszczeniu nastała jasność, więc szybko się obróciła z myślą, że to jej narzeczony.
Zastygła w bezruchu gdy ujrzała mężczyznę, który w dłoniach gładził srebrny nóż, a za pasem chował zapewne naładowany pistolet. 
- Ciebie się tu nie spodziewałem. - dodał szeptem, siejąc aurę grozy. Uśmiechnął się widząc jak nagle pobladła. Zatopił się w jej brązowych tęczówkach odnajdując to, co niezwykle go podniecało, - strach.
- Kim jesteś? - wyszeptała, cofając się w kierunku komody, gdzie w jednej z szuflad powinna znajdować się broń. Nie traciła jasności umysłu, jednak kołatające w klatce piersiowej serce bardzo jej to utrudniało. Tajemniczy mężczyzna przyciemnił światło i zrobił w jej kierunku  parę kroków. 
Nie spuszczała z jego wzroku, obserwując każdy ruch. Zasiadł na kremowej sofie, rozsiadając się na niej, 
- Może zechcesz mi potowarzyszyć? - nie odpowiedziała. Zaśmiał się, gładząc ostrze noża. - usiądź. - wskazał ostrzem na miejsce obok siebie. Nie drgnęła. - nie zmuszaj mnie, bym Ci w tym pomagał. - powiedział, spoglądając na pistolet. 
Taylor pozostawała niewzruszona, chociaż w głowie rodziła się tylko jedna myśl. - jak zginie?
Powoli zajęła miejsce obok mężczyzny, a ten natychmiast objął ją ramieniem. Ostrze znajdowało się kilka centymetrów od jej twarzy, a przybliżało się, gdy próbowała odsunąć się od prześladowcy. 
- Skoro los chciał, bym wpierw zajął się Tobą, to tak też zrobimy. - puścił jej oczko, co wywołało u niej łzy, dłużej nie umiał zgrywać twardej. 
- Kim jesteś? - ponowiła pytanie drżącym głosem. Mężczyzna zastygł w bezruchu, sięgając po plik zdjęć, znajdujący się na stole.
- To nie istotne. - dodał po dłuższym zastanowieniu. Taylor przełknęła głośno ślinę, co wywołało dreszcze u Antonio. - uwielbiam ten strach, jest podniecający. - powiedział, odsłaniając w okropnym uśmiechu białe zęby. Próbowała na niego nie patrzeć, do czego na szczęście jej nie zmuszał. Wziął zdjęcia do rąk, następnie kładąc je na jej kolanach. 
- Przejrzyj je sobie, ładnie proszę. - wyszeptał, zabierając ramie, dając dziewczynie swobodę. 
Sięgnęła po jedno drżącymi rękoma, starając się rozpoznać postacie na zdjęciu. Dopiero po chwili rozpoznała tą burze blond loków u kobiety i rozczochrane włosy u mężczyzny. Po policzkach spłynęły łzy, a z każdą kolejną fotografią gromadziło ich się jeszcze więcej, które swobodnie spływały po zaróżowionych policzkach. 
- Prawda boli, - oznajmił, zabierając zdjęcia z jej kolan. Obserwował jak płacze, nie wydobywając z siebie dźwięku. Dłońmi obejmowała całą twarz, lekko się pochylając. - ale ból, to bardzo przyjazne doświadczenie. - powiedział, po czym umieścił ostrze noża w jej brzuchu.

~ * ~ 

- Drzwi są otwarte.. - samochód pozostawili przed wjazdem do posiadłości. Trzymając się za ręce kroczyli w kierunku domu, dostrzegając uchylone drzwi.
W domu panował mrok, tylko w salonie paliło się delikatne światło.
To była chwila, Gerard był pewny, że Antonio jest sam na sam z jego narzeczoną.
Pocałował Shakire w czubek głowy, nakazując by została na zewnątrz, następnie sam zerwał się do biegu.
Po cichu wszedł do domu, nie słyszał żadnych głosów, co wywołało u niego dreszcze. Serce wydawało się wyskoczyć z klatki piersiowej, a żyły wybuchnąć od nadmiaru pompowanej krwi.
Idąc w kierunku salonu, wziął do ręki wazon, to jedyne co znalazł pod ręką.
Znalazł się w pomieszczeniu i nikogo nie zastał. Jednak wystarczyło się rozejrzeć po salonie..
- Taylor! - z jego klatki piersiowej wydobył się głos pełen rozpaczy, w oczach zapiekły łzy..
Podbiegł do komody, pod którą leżała ledwo oddychając, po drodze zrzucając wazon, który rozsypał się w drobny mak.
Wziął narzeczoną w objęcia, dotykając tonącej we krwi koszulki.
Cały się trząsł, nie umiejąc pozbierać myśli.
Żyła, czuł tętno.
Położył delikatnie jej ciało na sofie szukając jej torebki.
Zawsze zostawiała ją przy wyjściu, tam też się udał. Biegiem.
Wygrzebał telefon z bocznej kieszeni szybko do niej wracając.
Ponownie biorąc w objęcia bezwładne ciało, położył je na swoich kolanach.
Płacząc, zadzwonił na numer alarmowy.
Jąkał się, krzyczał i płakał do słuchawki. Trochę się uspokoił, gdy dystrybutor obiecał wysłać karetkę i policję na miejsce zdarzenia.
Odrzucił telefon na bok, tuląc ją do siebie i głośno płacząc, krzycząc na przemian.
- Proszę, żyj.. - szeptał, tuląc się do jej buzi, która przesiąknęła zapachem krwi. Bujał się chwilę z nią w ramionach, mimowolnie przywołując w pamięci wszystkie wspólnie spędzone chwile.
Te wieczory spędzone na plaży.
Spacery brzegiem morza.
Komedie romantyczne przy karmelowym pop cornie.
Wspólne wakacje i każdy dzień jak i noc u swego boku.
Wyjazdy na mecze i jej koncerty.
Przygotowania do ślubu..
- Żyje.. - zamarł, słysząc jej pełen cierpienia głos, spojrzał w jej oczy na wpół otwarte, delikatnie się uśmiechając. Była blada jak ściana, ale się uśmiechała.
- Patrz na mnie, zaraz będzie karetka. - szeptał do niej, gładzą po blond włosach. Słysząc ambulans szeroko się uśmiechnął, całując w czubek głowy.
Usłyszał jak ktoś przekracza próg domu i powoli zbliża się do salonu.
- Jesteśmy tutaj, szybko! - zawołał, nie odrywając od niej wzroku. - jeszcze chwilka, wytrzymaj.
- Gerard.. - usłyszał głos Shakiry i momentalnie poderwał głowę. Stała w progu, na wpół żywa.
Zapomniał o niej..
A obiecał, że nic się jej nie stanie..
Osunęła się na podłogę, trzymając w dłoniach rękojeść noża, który zagłębiony był w jej brzuchu. Nie wyciągała go, nie miała na tyle siły. Doczołganie się do salonu dużo ją kosztowało.
Gerard co sekundę zmieniał obiekt swojej obserwacji. Przenosił wzrok z Taylor, która się niego wpatrywała i w Shakirę, która powoli umierała..
- Idź do niej.. - Gerard spojrzał na narzeczoną, która przytrzymując się za brzuch, próbowała usiąść na kanapie. - idź.
Gerard był w amoku, nie wiedział co robić. Podszedł do Shakiry patrząc na nią bolesnym wzrokiem.
- Przepraszam.. - wyszeptał, nieporadnie patrząc jak ulatnia się z niej życie.
- To.. nie Twoja.. wina.. - wyszeptała, nie umiejąc skupić spojrzenia na Gerardzie. Ujął ją za ręce, ciągle całując i płacząc. - tak miało.. być.. wiesz? - powiedziała z bladym uśmiechem, kaszląc krwią. W jej oczach pojawiły się łzy, nie potrafiła nabrać do płuc wystarczającej ilości powietrza.
Chciała jeszcze tyle powiedzieć..
W tej chwili usłyszeli strzał i odgłos padającego bezwładnego ciała.
Gerard spojrzał przerażony za siebie dostrzegając leżącego Antonio, z dziurą między oczami,
Z jeszcze większym przerażeniem spojrzał za siebie widząc Taylor mierzącą w ich prześladowcę.
Posłała drugą kulkę, Gerard nie chciał patrzeć gdzie celowała. Martwe spojrzenie Antonio, w którego oczach zbierała się krew pozostaną w jego pamięci na zawsze..
- Mówił, że ból, to przyjemne doświadczenie.. niestety nie cierpiał gdy umierał. - wyszeptała Taylor, odkładając broń na stół. Ciągle krwawiła i nie wyglądała najlepiej, ale postanowiła dotrzeć do Gerarda i Shakiry.
Gerard ciągle trzymał jej dłonie. Czuł, że ich uścisk staje się luźny, jakby trzymał bezwładne ciało. Szybko spojrzał jej w oczy, delikatnie gładząc po buzi.
- Shak? - nie odpowiedziała. - to koniec, on ni żyje, nic Ci już nie grozi, słyszysz? - wpatrywał się w nią, jednak ta już na niego nie spojrzała, nie uśmiechnęła się, nie wydała żadnego dźwięku..
Taylor doczołgała się do pary Kochanków, patrząc, jak oczy jej Ukochanego błyszczą od łez. Następnie spojrzała na Shakire, której spojrzenie skupiało się na suficie. Ze łzami w oczach zaciągnęła powieki na jej oczy i oparła się o ramie Gerarda.
- Odeszła..


________________________________________________________


Witam :)
Wróciłam po 9 miesiącach z tragicznym rozdziałem. .
Przepraszam tych, którzy wyczekiwali innego zakończenia, uwielbiam takie zwroty akcji. 
Pisanie przyszło mi z ogromnym trudem, nie przychodzi mi to tak łato jak 3 lata temu..
Zostaje mi dokończyć Leonelle, ale sama nie wiem kiedy pojawi się rozdział, kolejny raz przepraszam ;/ i wtedy to już będzie koniec, nie mówiąc o moim opowiadaniu o nowym pokoleniu, bo tego bloga kontynuować będę raczej na wattpadzie :)
(jeśli ktoś ma jakieś pytania zapraszam na aska)
@Barcelonkaaaa
@mlodaaaa97

Dziękuję czytelnikom za wyświetlania i komentarze, przepraszam, że musieliście tyle czekać, nie wiem czy było warto, bo uśmierciłam Shakire..
Liczę jednak, że was nie zawiodłam! :) 

Korzystając z okazji, że mamy grudzień - 
Wszystkim życzę radosnych, pogodnych, ciepłych i rodzinnych Świąt Bożego Narodzenia i dużo szczęścia na rok 2016! :) 



4 komentarze:

  1. Całkiem zapomniałam o tym blogu, ale dobrze, że go dokończyłaś. Szkoda, że zabiłaś Shak:( Blog był świetny :)

    OdpowiedzUsuń
  2. No, w końcu coś co lubię, smutne zakończenie, krew i kilka trupów, choć Antonio mnie rozczarował, mało sadystyczny hahah

    OdpowiedzUsuń
  3. O kurcze zawał... Miazga!!!
    http://magic-of-christmass.blogspot.com/2015/12/barcelona-20122015-roku.html?m=1
    zapraszam na całkiem inną atmosferę :D

    OdpowiedzUsuń